Podróż samochodem dookoła Islandii

wpis w: Islandia, Świat | 0

Islandia jest prawdziwym rajem dla łowców zjawiskowych widoków. Jest to miejsce gdzie spotyka się ogień i lód. Powierzchnia Islandii to około 1/3 powierzchni Polski czyli 102,775 km kwadratowych, a łączna ilość mieszkańców to mniej więcej miasto Szczecin.
Nasza podróż w dużym stopniu oparła się o drogę nr 1 – droga okrążająca wyspę, jej długość to 1323 km. Poniżej opis naszej wyprawy z ilością kilometrów między odcinkami, miejscami wartymi zatrzymania.

Jeśli wybierasz się na Islandię lub chcesz poznać jej magię oczami wyobraźni to koniecznie kup przewodnik “Islandia jak z bajki” Pani Janiny Chroń (Szymkiewicz)

Szczecin – Reykjavik

Z Polski można dojechać liniami lotniczymi Wizz Air oraz WOW, dla mieszkańców ściany zachodniej Polski dobrym miejscem startu jest Berlin. Linia Wizzair jest tańszym połączeniem, choć przelot linią WOW daje możliwość poczucia się jak na wyspie już na pokładzie.

Przeczytajcie artykuł o planowaniu podróży samolotem

Lot trwa około 3,5 h, a lądowanie odbywa się na lotnisku w Keflaviku. My wylecieliśmy późnym popołudniem zatem na miejscu byliśmy dość późno. Z Keflaviku są dwie możliwości dostania się do Reykjaviku:

  • Dojazd autobusami firm komercyjnych np. Reykjavik Excursions koszt 5 499 ISK ~ 172 PLN. Autobusy mają swój przystanek przed samym terminalem, bilety można kupić przy wyjściu – bardzo charakterystyczne stoisko.
  • Drugim sposobem jest wypożyczenie samochodu, oczywiście należy to zrobić z wyprzedzeniem, ale często koszt wypożyczenia niewielkiego samochodu w promocji jest podobny do ceny biletu autobusowego w jedną stronę. Jeśli chcecie jeździć wyłącznie drogami utwardzonymi – z pewnością wtedy wystarczy niewielki samochód, bez napędu 4×4.

Koszt benzyny na Islandii to około 8 zł/l. Często stacja benzynowa to jedynie dystrybutor z możliwością płacenia wyłącznie kartą. Zasada działania jak w Polsce stacji samoobsługowych. Jadąc na Islandię nie musisz wymieniać dużej ilości złotówek na korony, tam jest możliwość płacenia kartą niemal wszędzie.

My wybraliśmy opcje wypożyczenia samochodu ze względu na charakter naszej wyprawy, po drugie samochód służył nam za hotel, po trzecie taka forma wycieczki pozwoliła nam zwiedzać Islandię minimalnym kosztem, będąc w pełni samowystarczalnymi.

Dzień 1
Reykjavik- Látrabjarg

Nasza podróż opierała się głównie na drodze numer 1 tzw. Ring Road, zjeżdżając z niej poruszaliśmy się przeważnie drogami utwardzonymi. Jednak był także “szrut” i tu decyzja należy do Was czy Wasze umiejętności prowadzenia samochodu bez napędu 4×4 są wystarczające aby się tam wybrać. Poniżej zdjęcia takiej drogi.

Reykjavik – Borgarnes – droga nr 1 , (47) – 76 km
Droga z Reykjaviku do Borgarnes jest dość prosta i prowadzi przez dość ucywilizowany teren jak na Islandię. Po drodze po ok. 26 km mijamy wejście na górę Esja, które znajduje się w miejscowości Mogilsa. Jest to dość charakterystyczne miejsce z parkingiem i barem. Jadąc dalej mamy do wyboru dwie drogi: drogę nr 1 przez tunel (7km) koszt 1000 ISK lub skręcając w drogę nr 47, która prowadzi w okół fiordu Hvalfjörður – bardzo malownicze widoki wynagradzają przemierzone kilometry, z tego fiordu wypływa też najwyższy wodospad Islandii Glymur- jest możliwość zdobycia go. My wybraliśmy drogę przez tunel ponieważ zależało nam na czasie, a wycieczkę wokół fiordu zrobiliśmy sobie innego przedpołudnia. Dalej cały czas drogą numer 1 do Borganes. Jeśli ktoś ma ochotę można zatrzymać się w tej miejscowości – zobaczyć stare miasto i wystawy poświęcone Islandzkiemu osadnictwu. Tutaj też przy głównej drodze jest market Netto – jeśli jedziecie dalej warto zrobić większe zaopatrzenie, na Islandii jest znacznie mniej sklepów, nie wspominając o ich braku w rejonach mniej zaludnionych.

Głównymi sieciami sklepowymi na Islandii jest Bónus, Krónan, Netto. Dużo taniej jest kupować tam produkty, niż gotowe obiady. Klikając nazwę sklepu przejdziesz do strony sklepów z zaznaczonymi ich lokalizacjami.
Zupa to koszt ok. 60zł. Najtańsze na Islandii są słodycze, jednak tutaj przestroga dla osób nie lubiących lukrecji, aby dobrze oglądać opakowanie przed kupnem.

Borganes- Hraunsnef droga nr 1 – 33 km
Dlaczego wybraliśmy odcinek własnie do miejscowości Hraunsnef? Ponieważ to właśnie tutaj należy zjechać w drogę nr 60, a przez dość długi odcinek bez zjazdów, do tego piękne widoki potrafią uśpić czujność kierowców. Tak, my właśnie przegapiliśmy ten zakręt! Na szczęście bardzo szybko się zorientowaliśmy. Zaraz po minięciu dość pokaźnego hotelu należy skręcić w lewo. I tu dopiero zaczyna się niesamowita przestrzeń.

Hraunsnef- Látrabjargdrogi nr 60 – nr 62 – nr 612 – 312 km
Dla mnie to był najpiękniejszy odcinek drogi podczas całej naszej wyprawy, ale i dostarczający odrobinę adrenaliny. W tym miejscu warto zaznaczyć, że jechaliśmy samochodem małym , bez napędu 4×4 – Hyundai i20. Ale ważne, że była przygoda i cel został osiągnięty!
Zaraz po wjeździe na drogę nr 60 przywitała nas niesamowita przestrzeń – taka, która pozwoliła przez chwilę poczuć się jak ptak. Droga wiodła między górami i można było dostrzec fajne rzeczy, my zatrzymaliśmy się przy dwóch “wodospadzikach” na odcinku około 20 km, ale takich miejsc zatrzymać do podziwiania było dużo więcej. Jadąc dalej natknęliśmy się na remont drogi – wykładano warstwę małych kamyczków na powierzchnię, co powodowało uderzenia w szybę i karoserię- to był moment kiedy strasznie żałowałam, że jednak nie jedziemy wyższym samochodem. Droga wiodła momentami wspaniałymi klifami skąd rozciągał się bajeczny widok i można było zjeść w cudownym klimacie. Kiedy jechaliśmy wzdłuż plaży rozciągała się otchłań oceanu i !!!uwaga!!! plaży z żółtym piaskiem, co jest ewenementem na Islandii. Poruszając się drogą nr 60 w miejscowości Flókalundur za stacja benzynową, znajduje się parking, a zaraz za nim idąc w stronę oceanu gorące źródło – hotspot z widokiem na fiord przy którym zatrzymaliśmy się w drodze powrotnej. Niedaleko za tym źródłem należy skręcić w drogę nr 62, jadąc do dość ostrego zakrętu gdzie w zasadzie kończy się droga asfaltowa i tym samym rozpoczyna droga nr 612, która wiedzie do Látrabjarg .

Naturalne gorące źródła tzw. hotpoty są bardzo popularne na terenie całej Islandii, często darmowe. Baseny, których jest bardzo dużo – w niemal każdej osadzie, a w Reykjaviku na osiedlach są kąpieliskami otwartymi i jak na realia Islandzkie kosztują niewiele – ok. 700 ISK
~ 23 zł bez ograniczeń.

Jadąc ostatnim odcinkiem drogi przejechaliśmy najbardziej malowniczy odcinek naszej trasy. Stara rybacka wioska, stary norweski statek i panująca potężna skała nad morskim krajobrazem łączyły się z porośniętymi zielenią skałami.

Kolejnym miejscem wartym grzechu jest Rauðisandur czyli czerwona plaża, generalnie znajduje się około 10 km od Látrabjarg w rzeczywistości należy wjechać w drogę nr 614, która odchodzi od wiodącej na klifu drogi nr 612. . Niestety droga jest uznawana za jedna z najbardziej stromych. Na miejscu zobaczycie plażę o czerwonym zabarwieniu choć dużo zależy od światła jakie panuje. Dla łowców wyjątkowego plażowania punkt konieczny do odwiedzenia.

Droga kończyła się parkingiem na najdalej wysuniętym na zachód punkcie Islandii, zatem i Europy. Dojeżdżając na miejsce zobaczyliśmy znajdującą się tam latarnia Bjargtangar – jedna chyba z najsłynniejszych na Islandii. Z parkingu prowadzi ścieżka wzdłuż wysokiego na około czterysta metrów klifu bez większego zabezpieczenia. My urządziliśmy sobie dłuższy spacer w tej wyjątkowej scenerii. Oprócz wspaniałych urwisk wrażenie zrobiły na nas połacie zieleni przeplatane surowymi skałami. Jest to doskonałe miejsce dla sympatyków ptaków ponieważ stanowi ono jedno z największych lęgowisk ptaków w Europie. Oprócz spaceru są tam ławki ze stołami – doskonałe miejsce na posiłek, skorzystaliśmy z możliwości wypicia herbaty, patrząc w otchłań oceanu. Byliśmy na miejscu na o tyle rozsądnej godzinie, że postanowiliśmy wyruszyć dalej, w zasadzie to wrócić jak najbliżej drogi nr 1, aby kolejnego dnia móc zobaczy jak największą część Islandii północnej.

W drodze powrotnej, tak jak wspomniałam wcześniej, zatrzymaliśmy się przy jednym z ładniejszych hotpotów w Islandii. Niewielka, mała sadzawka z której wydobywa się gorąca woda. Nacieszyliśmy się widokiem oceanu oraz pobliskich skałek i pojechaliśmy dalej szukać miejsca na nocleg. Jeśli ktoś nie chce skorzystać z tego rodzaju kąpieli, w tej samej miejscowości znajduje się komercyjne kąpielisko.

Nocowaliśmy w samochodzie, na małym parkingu nad oceanem.
Co do samego biwakowania na terenie Islandii, błędne jest myślenie, że można to robić w każdym miejscu. Jest zakaz biwakowania camperami i samochodami z przyczepami poza wyznaczonymi polami. Dla osób rozbijających namiot na jedną noc można rozbić wzdłuż dróg publicznych pod warunkiem, ze w danej miejscowości nie ma pola biwakowego lub innych zakazów. Tutaj więcej o tym gdzie można biwakować.

Jeśli macie w planach spać tak jak my w samochodzie warto zabezpieczyć się w ciepłe śpiwory, noce w samochodzie niestety także są bardzo zimne, baniak wody, który ułatwi kwestie np. mycia zębów w miejscu Waszego postoju.

Dzień 2
Látrabjarg – Dettifoss

Kolejny dzień nie zaczynaliśmy z Latrabjark (jest to bardziej orientacyjny punkt), a tak jak wspominałam we wcześniejszym akapicie z drogi numer 60. Wyruszyliśmy z samego rana głównie dlatego, że było bardzo zimno, a my zapomnieliśmy zabrać jednego śpiwora, a po drugie piękne słońce zaświeciło nam prosto w oczy.

Droga nr 60- Blönduós – droga nr 60- nr 59 -nr 68 – nr 1 – ok. 220 km
Od momentu wyjazdu z parkingu droga nr 60 była asfaltowa, z tej drogi wjechaliśmy w drogę nr 59, która początkowo miała zaskakująco dobrą nawierzchnię, zmieniającą się w “szrut”. Droga nie była długa, jechaliśmy około 30 km, przez same pastwiska i łąki, w oddali było widać skały i klify – pięknie!

Droga nr 59 skończyła się przy samej zatoce, tam zmieniliśmy nr drogi na 68, ale na bardzo krótko, po 10 km wjechaliśmy już na Ring Road, którego się trzymaliśmy do miejscowości Blönduós. Jest to miejscowość, w której zatrzymaliśmy się na dłużej, na stacji benzynowej zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę i podładowaliśmy baterie w aparatach, kamerach i telefonach. Sama miejscowość nie jest duża, ale słynie z możliwości połowu m.in łososia – zezwolenie można uzyskać w informacji turystycznej, jest drogie. W tej miejscowości można znaleźć uważany za najstarszy dom drewniany na Islandii, w którym mieści się muzeum Lodu Morskiego.

BlönduósAkureyri – droga nr 1 – ok 144 km
Ja osobiście bardzo żałuje, że to tylko 144 km, krajobraz po drodze był bardzo zróżnicowany, od wielkich przestrzeni, po ośnieżone góry, które ewidentnie wskazywały na fakt, ze zbliżamy się do “północnej stolicy” Islandii. Po drodze było bardzo mało samochodów, jakieś większe zagęszczenie jedynie na parkingach.

Wjeżdżając do Akureyri trzymaliśmy się cały czas drogi głównej. Aż dojechaliśmy do ratuszu “HOF” , oszklony budynek nad oceanem. Jest to dość dobre miejsce, aby rozpocząć zwiedzanie miasta ze względu na mieszczącą się tam informacje turystyczną, w której podobnie jak w Reykjaviku można pobrać darmowe mapki i foldery. Główne atrakcje miasta są na tyle blisko siebie, że spokojnie można się poruszać bez samochodu, dla uparciuchów komunikacja miejska w Acureyri jest darmowa.

My w Akureyri przeszliśmy deptakiem – ulica Hafnarstraeti, którą idąc do końca doszliśmy do najstarszej części miasta – takie zakątki zarówno tutaj, jak i w Stolicy mają w sobie coś magicznego. Można poczuć starą osadę Islandzką. Tutaj idąc wiemy, że w dom nr 4 mieściła się apteka, w 14 – szpital, pod 15 – drukowano gazety. Nie wiem czy wartym zobaczenia, ale z pewnością ciężkim do ominięcia jest Akureyrakirkja – świątynia, która jest siostrą tej z Reykjaviku. Samo wnętrze nie jest powalające, ale ze względu na to, że leży na lekkim wzgórzu widok jest dość miły dla oka.

Zaraz za katedrą jest położy dom pisarza islandskiego, który tłumaczył miedzy innymi Szekspira- budynek pochodzi z 1903 r. Idąc dalej dochodzi się do ogrodu botanicznego – ku zaskoczeniu można tam spotkać rośliny z różnych krańców świata nawet z Afryki. Jeśli kogoś interesują muzea jest ich kilka, zatem i dla takich amatorów coś się znajdzie.

lody z Akureyri

Obowiązkowym punktem każdego odwiedzającego Akureyri są jedne z najlepszych lodów w lodziarni Brynja. Są to lody robione nadal tradycyjnie z prawdziwej śmietany i mleka- mają dość specyficzny smak. Po obowiązkowym spróbowaniu lodów wyruszyliśmy dalej w kierunku Goðafoss. Po wyjeździe z Akureyri jedzie się delikatną serpentyną pod górę. W połowie góry znajduje się mały zjazd z parkingiem, z którego miasto jest widoczne w całej okazałości.

Akureyri – Goðafoss – droga nr 1 – ok. 34 km
Ze względu na dość krótki dystans, z Akureyri jesteśmy w stanie się dostać do wodospadu w mniej niż godzinę. Droga cały czas jest utwardzona. Fakt, że jesteśmy na miejscu możemy rozpoznać na pierwszy rzut oka po bardzo dużym parkingu, w sezonie niestety wypełnionym po brzegi.

Z parkingu wiedzie ścieżka do już widocznego wodospadu. Idąc pod wodospad warto spojrzeć w wypływającą rzekę – na mnie zrobił kolosalne wrażenie jej głęboki błękitny kolor. Sam Goðafoss możemy podziwiać z dwóch poziomów. Wejść na wybudowaną platformę i podziwiać dzieło natury, widząc go przed sobą lub wejść lekko dziką ścieżką w górę i podziwiać go z poziomu rzeki, która zamienia się w wodospad. Będąc u góry trzeba uważać, aby nie zmoczyć buty, ale robi wrażenie stanie na skale przed samym wodospadem bez barierek.

Goðafoss jest znaną atrakcją północnej Islandii zatem znajduje się w jego pobliżu restauracja- my w takich miejscach nie jadaliśmy ze względu na ceny. Po krótkiej wizycie wyruszyliśmy dalej w kierunku jeziora Mývatn.

Goðafoss jest bardzo ważnym wodospadem pod względem historycznym dla Islandczyków, Po przyjęciu chrześcijaństwa przewodniczący zgromadzenia wyrzucił do wody wodospadu posągi pogańskich bóstw, stąd też nazwa “wodospad bogów”.

Goðafoss – Mývatn – droga nr 1- nr 848 – nr 1 – ok. 45 km
Droga od wodospadu i wokół jeziora jest bardzo dobra, mimo, ze droga nr 848 na mapie jest zaznaczona jako gorsza to spokojnie można się poruszać. Jezioro wygląda cudownie z małymi wysepkami i leżącymi wielkimi skałami, które są efektami wcześniejszych wybuchów. Jadąc były widoczne miejsca, gdzie można było zatrzymać się samochodem i spokojnie wykonać kilka zdjęć. My mieliśmy ochotę za każdym razem skorzystać z takiej okazji, ale ze względu na czas zatrzymaliśmy się tylko raz. W oddali była widoczna gleba o dość charakterystycznym lekko “kolorowym” zabarwieniu co oznaczało teren o wysokiej aktywności geotermicznej. Jest to spowodowane faktem, że zbiornik leży na uskoku płyt kontynentalnych. Samo jezioro jest płytkie w najgłębszym miejscu ma lekko ponad 4 m. Wokół samego jeziora jest też wiele miejsc gdzie można wybrać się na mniejszy czy też większy treking w zależności od predyspozycji. Częstym punktem wycieczek jest tzw. “czarne miasto ” – Dimmuborggir.

Jednym z dłuższych przystanków było wejście na szczyt nieczynnego wulkanu Hverrfall, aby zdobyć krater trzeba wspiąć się około 150 metrów, ale warto. Rozpościera się bardzo ładny widok na jezioro i całą okolice, która wygląda jak inna planeta.

Przy ścieżce prowadzącej na szczyt wulkanu znajduje się parking i drewniana budka, w której jest toaleta oraz tablice informacyjne dotyczące tego miejsca.

Następny punkt naszej wycieczki był podyktowany ciekawością, ale i praktycznością pod względem higieny w podroży, po 6 km od miasta Rykjahlid znajduje się Mývatn Nature Baths . Są to baseny geotermalne oczywiście na zewnątrz, woda ma niebieski kolor dlatego często ten kompleks jest nazywany Blue Lagooną Północy. Koszt wejścia to około 4000 ISK ~ 100 zł bilet normalny bez ograniczeń. Oczywiście jak na realia polskie to nie jest najtańszy basen, ale w naszej opinii było warto. Sam teren basenu jest tak zbudowany, że prosto z basenu jest cudowny widok na islandzką krainę, z górami w tle. Oprócz standardowych dużych basenów jest także wanna – sauna dla osób lubiących dobrze się wygrzać.



Mývatn Nature Baths – Hverir – droga nr 1- ok. 4km
Z basenu do Hverir jest “rzut beretem” zatem nie rozpędzajcie się – zjeżdżając z góry są widoczne kłęby dymów oraz kolorowa gleba. Zaraz obok tego terenu znajduje się niewielki parking zatem spokojnie i legalnie można zjechać z drogi. Hverir jest to geotermalny teren, gdzie można chodzić między bulgoczącymi sadzawkami błota, obserwować kopce kamieni z których ulatnia się para, dźwięki charczenia, gotowania, dudnienia oraz unoszący się zapach siarki – zjawisko co najmniej niecodzienne. Z Hverir udalismy się do naszego ostatniego punktu wycieczki tego dnia, czyli do wodospadu Dettifoss.

Hverir- Dettifoss – droga nr 1, nr 862 – ok 42 km
Dojazd do wodospadu jest możliwy dwoma drogami: nr 862, która jest asfaltowa, nr 864, która jest pokryta szrutem. My byliśmy przy wodospadzie wieczorem i okazało się to wielkim szczęściem ponieważ byliśmy tam całkowicie sami. Dojeżdżając na miejsce czeka nas dość spory parking i bezpłatne toalety. Następnie musimy przejść około 10 minut kanionem, który jest dobrze oznaczony pod względem drogi. Już idąc kanionem słyszeliśmy huk spadającej wody z bardzo dużej wysokości. Kiedy ukazał nam się Dettifoss, to było coś niesamowitego, chyba najpiękniejszy, ale i najbardziej groźny widok w moim życiu. Możliwości podziwiania wodospadu było kilka- z wybudowanej platformy oraz z niemal brzegu skarpy. Wracając tą samą drogą do parkingu w połowie drogi odnajdziecie kierunkowskaz na kolejny wodospad Selfoss. Jest to wodospad, który robi dużo mniejsze wrażenie po zobaczeniu już Dettifossa, więc chyba warto zacząć zwiedzanie w odwrotnej kolejności niż my to zrobiliśmy, ale cóż i tak było warto. Do Selfossa idzie się skałkami, dalszą częścią kanionu, wzdłuż koryta rzeki. Ten wodospad jest zupełnie inny – składa się z kilku małych wodospadzików, które tworzą jedną ścianę wody. Niestety w tym miejscu rozładował się mój aparat ;(((((

Okolice Detiiffossa jest dobrym miejscem także dla piechurów. Istnieje możliwosć m.in przejścia odcinka 35 km wzdłuż rzeki z noclegiem w miejscu do tego wyznaczonym.

Kiedy dotarliśmy do parkingu, była już szarówka, zatem postanowiliśmy zostać tam na noc. Było to dość dobre miejsce ze względu na toalety, w których , było światło i ciepła woda, stoły co pozwalało zjeść posiłek. Oprócz nas na parkingu stały jeszcze dwa samochody. Nie wiem czy mogliśmy w tym miejscu spędzić noc, ale nie rozrabialiśmy i z samego rana ruszyliśmy dalej w drogę.

Dzień 3
Dettifoss- Vik

To jest ta część wycieczki, z której czuje najmniej i najwięcej satysfakcji jednocześnie ponieważ do południa cały czas bardzo padało z chwilowymi przejaśnieniami, a od południa świeciło piękne słońce. Droga pod względem nawierzchni była cały czas dobra – asfaltowa. Po drodze były dwa tunele – bezpłatne.

Dettifoss – Egilsstadir – droga nr 862, nr 1- ok. 160 km
Tego dnia chyba mieliśmy małego pecha, obudził nas deszcz i do tego rozładował się aparat fotograficzny więc celem było dotarcie do miejsca, w którym będziemy mieć możliwość trochę ogarnięcia się i przede wszystkim dostęp do gniazdka z prądem. Nasz pierwszy przystanek był po jakiś 30 minutach na kampingu gdzie się przebraliśmy, umyliśmy zęby. Droga była trochę jak z filmu, wiodła wśród zamglonych gór, co jakiś czas widać w oddali rzekę i oczywiście stały element krajobrazu islandzkiego czyli pełno owiec wychodzących na drogę. Dojechaliśmy do Egilsstadir, poruszaliśmy się ciągle główną droga i dojechalismy do parkingu ze stacją benzynową i marketem netto – dość strategiczne miejsce dla nas, bo po pierwsze na stacji benzynowej jest dość tania kawa jak na realia isladzkie i GNIAZDKA z prądem, a po drugie w zasadzie od trzech dni nie byliśmy w sklepie więc dokupiliśmy kilka produktów spożywczych. Samo miasto dość małe, dla chętnych oczywiście jest otwarte muzeum o historii wschodniej Islandii. Legenda głosi, że w jeziorze, nad którym leży miasto mieszka odpowiednik potwora z Lochnes. Przy drodze nr 931 około 27 km od Egilsstadir znajduje się największy islandzki las – my odpuściliśmy sobie tą atrakcje. I pojechaliśmy dalej.

Tutaj należy się kierować znakami lub !nowymi! mapami, ponieważ była w 2018 r. zmiana numeracji dróg i droga nr 92 jest aktualnie drogą nr 1. Kiedy my jechaliśmy google maps nas również źle pokierowało. Jeśli pojedziecie starą drogą nr 1 to jej część jest szrutowa.

Egilsstadir-Djupavogsko – road ring – ok 155 km
Ten odcinek drogi był beznadziejny pod względem pogody, ale jak już było przejaśnienie to zwyczajnie pięknie, droga wiodła w zasadzie cały czas linią brzegu, więc co jakiś czas odsłaniał się ocean z pięknym formacjami skalnymi, dla tych co chcą dłużej pocieszyć oko, są zatoczki na samochód i często ścieżki na krótki spacer.

Naszym głównym celem był hotpot, który znaleźliśmy na jednej ze stron internetowych – Djupavogsko, który jest nad samym oceanem, schowany przed tłumami – nas zauroczyły już same zdjęcia, zatem był to obowiązkowy punkt wycieczki. Gdy dojechaliśmy niestety widoku na ocean nie było, ale i tak można się zakochać w takich magicznych miejscach. Taki wymoczenie się w cieplutkiej wodzie po kilku godzinach w samochodzie daje ukojenie nie tylko duszy, ale i ciału.

Djupoavogsko – Lodowa Laguna Jökulsárlón – ring road – ok. 170 km
Z mojej strony nastawał co raz większy smutek ponieważ byłam już dwa razy na lodowej lagunie i nigdy nie miałam pogody, ale podróż nadal trwa. Jechaliśmy nadal drogą numer 1, o pięknej nawierzchni, wjechaliśmy w kolejny krótki, darmowym tunelem. Przestało padać, to już coś, zatem postanowiliśmy zjechać w kierunku plaży Stokksnes z widokiem na Vestrahorn. Należy zjechać zaraz za tunelem – stoi drogowskaz , droga jest dość wyboista, ale nie jest długa, jechaliśmy około 10 minut. Na końcu drogi stoi bar, miejsce gdzie należy też uiścić opłatę z dojście do plaży Stokksnes. My nie mieliśmy niestety widoków – pozostają jedynie zdjęcia umieszczone w internecie. Zatrzymaliśmy się na chwilę na parkingu, na 15-minutową “turbodrzemkę”, bo jednak ciągłe spanie w samochodzie, wstawanie o świcie i jazda daje w kość. Obudziło nas wspaniałe słońce!!! Zatem szybko ruszamy dalej w kierunku laguny- jest nadzieja na wspaniałą pogodę. Jadąc ukazał się most co oznaczało, ze dojechaliśmy, już z daleko widzimy pływające małe góry lodowe.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, ujrzałam jedno z tych miejsce na widok, których nie jesteś w stanie nic powiedzieć i tak było w tym przypadku. Widziałam wiele zdjęć i byłam wcześniej w tym miejscu w czasie nie pogody, ale to przeszło moje oczekiwania. Po wejściu na nasyp zobaczyłam widok z bajki – leniwie dryfujące skały lodowe, każda inna, w każdej można zobaczyć coś innego, barwy niebieskie, białe, a za nimi wijący się jęzor lodowca. W każdej chwili laguna zmienia się, gdy jest cisza można usłyszeć jak pracuje lodowiec – słychać trzask i kolejny kawał lodu zaczyna dryfować. My mieliśmy to szczęście, że pośród gór lodowych spotkaliśmy pływającą fokę- cudownie!!!!

Na samej lodowej lagunie jest możliwość wypłynięcia amfibią, na parkingu jest budka, w której można opłacić swój mały rejs miedzy górami lodowymi. Koszt przepłynięcia to 5 800 ISK. Jest możliwość rezerwacji rejsu przez internet kliknij TUTAJ.

Kolejny punkt konieczny do zobaczenia zaraz obok lodowej laguny- wystarczy przejść na drugą stronę mostu to Diamond Beach. Po drugiej stronie mostu znajduje się także parking, więc warto przemieścić się ten kawałek samochodem. Czarna plaża, na którą ocean wyrzuca małe, większe i duże kawałki lodu co daje złudzenie posypania plaży diamentami. Doskonałe miejsce do robienia zdjęć z różnymi formacjami lodowymi, takimi do których możesz wejść, czy malutkich kamyczków. Plaża wygląda różnie w różnych porach roku. Jak byliśmy w maju – były przeróżnej wielkości bryły lodowe, w sierpniu w zasadzie były jedynie takie, które mogliśmy wziąć w rękę. Przygotujcie się na wiatr. Ruszamy dalej.


Lodowa Laguna – Vik – ring road – ok 192 km
Po około 10 km jest kolejna lodowa laguna Fjallsárlón. Jest dużo mniejszą laguną, ale i kameralną co chyba tylko jej dodaje uroku. Tutaj z pewnością byliśmy bliżej samego lodowca i dużo bardziej go czuliśmy, zimne powietrze wręcz przeszywało. Przez długi czas jadąc w kierunku Viku towarzyszy nam największy lodowiec Europy jest wiele możliwości zwiedzenia go lub podjazdu niemal pod sam lodowiec, ale to stanowczo lepszym samochodem niż Hyundai i20. My zajechaliśmy pod hotel w okolicy miejscowości Freysnes, za którym wiodła ścieżka i doprowadziła nas pod sam jęzor lodowca. Dlatego warto wypatrywać takich miejsc w okolicy.

Kiedy dojechaliśmy do Viku było już na tyle późno, że zamknięty był sklep Bonus i na tyle ciemno, że zwiedzenia miejscowości pozostawiliśmy na kolejny dzień.

Dzień 4
Vik- Reykjavik

Vik -(Golden Cicle)- Reykjavik- ring road – ok. 300 km

Przed nami dość intensywny dzień, bo musimy wrócić do Reykjaviku przed zmierzchem, a cały worek atrakcji przed nami. Dzień zaczęliśmy oczywiście od Viku. Szybkie wejście do centrum handlowego, żeby się ogarnąć i dokupić parę ciepłych skarpet. Pierwsze co nam się rzuciło w oczy to chyba najsłynniejsza “kirkja” na Islandii, czyli biały kościółek na wzgórzu. Vik jest bardzo małą miejscowością, wiec spokojnie zostawiliśmy samochód na parkingu pod sklepem i ruszyliśmy z aparatem na plaże- koniecznie zmieniliśmy obiektyw, bo Vik oznacza kolejną szanse na zobaczenie słynnego Mr. Puffina czyli symbolu Islandii, jakim jest maskonur. Vik to wspaniały widok na klify, formacje skalne w głębi oceanu- legenda głosi, że to trolle, które zostały zaskoczone przez wschód słońca podczas wciągania łodzi na brzeg oraz mnóstwo ptaków. I się udało spotkaliśmy maskonura!!!

Vik – Reynisfjara Beach- Dyrhólaey – droga nr 1, nr 215, nr 1,218 – ok. 25 km


Zaraz za Vikiem warto skręcić w drogę nr 215, która wiedzie do Reynisfjara Beach. Stąd doskonale widać wszystkie formacje skalne wyłaniające się z wody, także te widoczne z Viku, ale z innej perspektywy. Plaża słynie z bardzo silnych i dużych fal, wchodząc na plażę widnieje nawet ostrzeżenie na ten temat. Zdarzają się wypadki, że ludzie są porywani przez wodę co oznacza pewną śmierć. Na brzegu są widoczne formacje skalne typowe dla wulkanicznych skał, skała przypomina ostrosłupy.

Kolejny przystanek to Dyrhólaey, 8km od drogi nr 215, należy skręcić w drogę nr 218. Plażą jest niesamowita, tworzą ją formacje skalne wchodzące majestatycznie w głąb oceanu. Największe wrażenie robi łuk skalny. W tej chwili są wydzielone miejsca, gdzie mogą przebywać turyści, jeszcze w 2017 roku, była możliwość poruszania się po całym terenie.

Dyrhólaey- (Skogafoss)- Seljalandfoss – droga nr 1- ok. 30 km

Kolejny punkt wycieczki to chyba najpopularniejszy wodospad Islandii, który często jest wizytówką katalogów wycieczek na wyspę. Wodospad spada z impetem z wysokości 60 m. Wodospad można podziwiać z dołu oraz wejść na platformę i podziwiać z góry, tutaj też zaczyna się szlak 20 km, po drodze jest możliwość noclegu w dwóch schroniskach.

Nie szliśmy tym traktem zatem nie wypowiem się o trudności szlaku.

Przez swoją popularność Skogafoss przyciąga tłumy ludzi, dodatkowym jej atutem jest niezwykle prosty dojazd, ponieważ wodospad jest niemal przy głównej drodze. Dlatego warto wybrać się tam z samego rana, albo wieczorem.

Dalej jadąc około 28 km, należy skręcić w drogę 249- kilkaset od skrzyżowania jest wyjątkowy wodospad Seljalandfoss, którego wyjątkowość polega na możliwości obejścia go wkoło. Oczywiście przemoczenie gwarantowane, ale warto. Idąc dalej spotkaliśmy kolejny wodospad, a za nim jeszcze następny, bardzo mały, ale znajduje się w grocie, do której można wejść po strudze- my zmoczyliśmy buty na maxa, ale osobiście ten niewielki wodospadzik zrobił na mnie bardzo duże wrażenie.

Seljalandfoss – Reykjavik – droga nr 1 – nr 30 – nr 31 – nr 35 (Gulfoss) – 35 -37- 365 – 36 – ok. 325 km
Atrakcje Golden cicrkle czyli złotego kręgu zostały opisane w osobnym artykule. Golden cirkle jest najpopularniejszym rejonem wycieczek jednodniowych z Reykjaviku i stanowi Islandie w pigułce. My postanowiliśmy zahaczyć o tą pigułkę na samym końcu. Jadąc od wschodu my wybraliśmy drogę nr 30, aby zobaczyć jeszcze mniejszy wodospadzik Dynjandi po 30 km skręciliśmy w drogę r 31, gdy dojechaliśmy do rozwidlenia (drogi nr 35) należy skręcić w prawo i ta droga doprowadzi nas do Gejzerów i wodospadu Gulfoss, które opisaliśmy TUTAJ.

  • lot do Keflaviku – ok. 450 zł/os. Lecieliśmy liniami lotniczymi Wizzair przed majówką z powrotem po majówce. W sezonie zimowym tańsze, jednak ta pora roku utrudnia spokojne zwiedzanie. Ceny biletów w sezonie letnim są oczywiście droższe .
  • wypożyczenie samochodu (Hyundai i20) – ok. 1 200 zł / 7 dni. Cena samochodu oczywiście jest zależna od tego jaki samochód wybierzecie. Jeśli będziecie się poruszać wyłącznie “jedynką” to nie potrzebujecie SUVa. My szukaliśmy samochodu przez rentalcars.com .
  • paliwo – ok. 8 zł/L, spalanie ok. 6,5 L/100 km. Przelicznik bardzo prosty ( CENA PALIWA – 8,3 zł x SPALANIE SAMOCHODU – 6,5 x ( PLANOWANA LICZBA PRZEJECHANYCH KM – 1300 km /100 km)) = ok. 700 zł. My wydaliśmy ok. 1 200 zł na paliwo. Ponieważ zbaczaliśmy bardzo często z drogi m.in zajechaliśmy na fiordy zachodnie. Cenę paliwa warto sobie sprawdzić przed wyjazdem, mniejszy samochód jest zawsze bardziej ekonomiczny.
  • noclegi – my spaliśmy w samochodzie i u rodziny zatem zapłaciliśmy 0 zł. Chcąc rezerwować noclegi przez Booking to będą koszty rzędu 120 zł/os. w najtańszej opcji. Jest oczywiście możliwość spania w namiocie. Warto przed takim planem zapoznać się z zasadami spania “na dziko” na Islandii. Wyżej o tym pisałam.
  • jedzenie – nie jest tajemnicą, że tam jest dla nas drogo. Ale jeśli zrezygnujecie z żywienia się w restauracjach to da się przeżyć. Przykładowe ceny produktów: mały chlebek, mleko – ok. 7 zł, jogurt – ok. 5 zł, Coca-Cola 0,5 L ok. 5 zł. Będąc 7 dni należy liczyć ok. 500 zł/os.
  • atrakcje – większość atrakcji turystycznych jest darmowych. Odpłatne są głównie baseny i muzea. Można korzystać z darmowych hot-potów, nie mniej jednak warto odwiedzić także odpłatne baseny. My jedynie zapłaciliśmy za wejście do Błękitnej Laguny Północy – ok. 100 zł.
  • Łącznie ok. 2250 zł /os.

Tekst: P

Zachęcamy do obejrzenia teledysku z całej podróży dookoła Islandii.

Visits: 3201

Komentarze zostały wyłączone.